sobota, 28 lutego 2015

Ciąża mi ciąży, ale dochodzę do siebie

12 tydzień ciąży, kolejna wizyta u pani ginekolog, to ciąża tzw. wymodlona, wiec trzeba chuchać I dmuchać.
Czy Widać już pleć, pani doktor? – pytam nieśmiale.
Zaraz zobaczymy...mmm.. hmm.. no jest tutaj coś miedzy nogami, ale to jest stanowczo za duże aby było penisem..
-To pani doktor jeszcze nie zna mojego syna – odpowiedziałam przekornie.

Ja czułam i wiedziałam ze Jan jest w drodze, ze będziemy tworzyć przez 9 miesięcy duet doskonały, jak Flip i Flap, jak Ted i marihuana, jak bracia Kaczyńscy.
Jaś i Małgosia, dźwięczylo mi w głowie od początku i chociaż teraz gdy ktoś z tubylców ( czytaj Irlandczykow ) na jego imie reaguje jak na nazwę islandzkiego wulkanu to i tak nie żałuje wyboru.
Ciaza stan błogosławiony – mówią, szybko zapomnisz o bólu – mówią, cesarka to pestka – mówią .
Ludzie mówią stanowczo za dużo.
Ja wiem, ze są kobiety, które niczym Indianki w amazońskiej dżungli rodzą obierając mango lub innego banana  nie robiac z tego wielkiego halo.
Ja stety/niestety z racji karmy skazana na doświadczenia rodem z filmu akcji musiałam trochę pocierpieć.
Nie będę sie rozpisywać o tych 3 miesiącach leżenia przed rozwiązaniem ciąży, bo...naprawdę leżałam.
 Nudą wiało niemiłosiernie, oglądnęłam wszystkie odcinki air crash investigation i skomentowalam chyba wszelkie możliwe polskie reportaże dostępne na youtube.
Swoja droga, szczerze polecam sprawę dla reportera ( pozdrowienia dla Pawła )– podkłady muzyczne, zapraszani goście i pozycja w jakiej siedzi prowadząca oznacza jedno, mamy w Polsce ludzi z wyobraźnią.
Po co komu amerykańskie produkcje,  gdy polska wieś pisze TAAAKIE scenariusze. ( tytuły odcinków : utopieni w gęsiach, ryby z poligonu, śmierć za worek jabłek )
Dość o TV, tv to zło.  
Tak tez minęły mi 3 miesiące ciąży, po czym wylądowałam w szpitalu, gdzie irlandzka służba zdrowia serwowała pacjentom frytki i hamburgery, porcje były słuszne, ale smak to już zupełnie inna historia. 
Czasami zdarzyło mi sie zamówić tajskie żarełko z dostawa na oddział, czym narażałam sie na ukamienowanie żywcem.
Wygłodniałe kobiety w ciąży zgarbione nad szpitalnym curry i herbata z mlekiem patrzyły na mnie ze szczera zazdrością gdy wcinałam bosko pachnące trawa cytrynowa noodle i pewnie w wyniku ich klątw i czarów  przytyło mi się w ciąży 25 kg J
Mimo iz cesarka planowana była na 1 dzien 37 tygodnia, los zdecydował ze wszystko odbędzie się wcześniej.
W niedzielny poranek krew mnie dosłownie zalała , w panice poprosiłam pielęgniarkę o pomoc na co ona odpowiedziała mi grzecznie: jeszcze nie zaczęłam dyżuru.
No i moje wyobrażenia o tym, ze odbędzie sie bez komplikacji odleciały w sina dal.
W południe byłam juz na stole, wokół same baby, przy głowie ojciec=sprawca calego zamieszania  - podekscytowany i przerażony, a w środku ja – której już wszystko jedno – byleby uratowali dziecko.

Nic nie bolało, fajnie – luksus cesarki ,myślałam. 5 min rach ciach i nasze słońce zaczęło świecić.
Usłyszałam krzyk dziecka i był to najpiękniejszy dźwięk jakiego doświadczyłam w moim życiu. Martin Gore , ba! Alan Wilder się chowa!
Syn, wcześniak od razu został zabrany na intensywna terapie a mnie zaczęli przetaczać krew , potem już było tylko gorzej.
Bardzo trudny czas, ból nie do opisania, zmęczenie, totalnie wyczerpane zadaniem ciało odmawiało posłuszeństwa.
Nikt nie mówił ze będzie łatwo – okej, ale nikt tez nie wspomniał o tych potwornych upławach przez kilka tygodni, cieknących obolałych ogromnych piersiach, okropnym bólu brzucha , bólu w stawach i strachu przed pierwsza owulacja.
Chodziłam jak kaczka, miałam problem ze zmiana pozycji z lezącej na siedzącą,chciało mi sie wyć. 
Moja imienniczka jest zwana perfekcyjna pania domu, a ja byłam wrakiem człowieka, którego dom obchodził najmniej,makijaż dla mnie nie istniał, a ciuchy.. heh mogłam swobodnie nosić te ciążowe- wciąż pasowały. 
J juppi, jaka oszczędność!

Męczarnia trwała może 4 tygodnie, w tym czasie udało mi sie wygrać z anemia i okiełznać szkraba. Uczyliśmy sie siebie nawzajem, nie zapomnę jak z precyzja sapera obcinałam mu paznokcie, jak studiowałam kolor kupy i nasłuchiwałam oddechu w nocy.
Dziecko to wyzwanie, prawdopodobnie największe z jakim przyszło zmierzyć mi się na tym ziemskim padole.
Gorzkie żale? A własnie, ze nie.
Przeszczesliwa jestem, ze daliśmy rade, ze po tych życiowych wertepach wjechaliśmy na przyjazna dwupasmówkę.
Poki co jest gladko, trasa przyjemna i widoki ciekawe,ale nie oszukujmy się z ta dalsza podróżą może być różnie.
Najważniejsze jednak ze gdziekolwiek zmierzamy, jesteśmy w tym razem.
Synek, Maz Tornado, Matka wariatka i pies Listopad.
Pies urodził się w październiku, do naszego domu trafił w grudniu – nazwaliśmy go listopad.
Wszakże, Kompromis rzecz święta.




Ma to sens? ;)

piątek, 27 lutego 2015

Dlaczego ( znowu ) zostałam wegetarianką ?

Pomysł pisania, internetowego ekshibicjonizmu podsunęła mi Marta wiec jak się komuś coś nie podoba to walcie do niej.
Ja zaczynam pisać, uzewnętrzniać się, muszę się wygadać.
Mieszkam na wsi i nikt nie chce ze mną rozmawiać, w sumie jedyna osoba z zewnątrz która ze mną uprawia codzienna konwersacje to Pan Listonosz, codziennie zaczynając nasza rozmowę od pytania : „czy  wy naprawdę nie możecie kupować jak normalni ludzie? W sklepach?”
Em, no skarży się facet, ze codziennie  dowozi mi paczki z amazona i zawsze głośno się przy tym zastanawia czemu nie spędzam weekendów na shoppingu jak wszyscy dookoła.
No nie będę sie mu tłumaczyć, ze jestem anty sklepowa, ze dostaje ostrej biegunki na myśl o kolejce do kasy, wiec podsumowuje krotko: lubię gdy mnie odwiedzasz, paczki to tylko pretekst.
Uśmiechem go zbywam, ale niczym bumerang pojawia się kolejnego dnia ze skrzywiona gębą i pytaniem : why? Oh why?
W sumie w tym tygodniu listonosz przywiózł mi taczkę, mikser , kredki, pędzelek, 2 bloki rysunkowe, beczkę, komposter, łopatę, grabie, ramkę na zdjęcia, uchwyt do tego czegos co wyświetla filmy na scianie – nie wiem jak to sie nazywa i  kable, wciąż czekam na kilka innych pseudo niezbędnych gadzetow i na niego.. oczywiscie.
Ale nie o tym chciałam pisać, nawet nie wiem czemu pisze, ale pisać mi się chce, czuje potrzebę.
Potrzeba jest silna  - dziś ;)
Pisze, wiec jestem :D
Dziś zainspirowana widokiem zza okna będę pisać o tym czemu po raz kolejny w życiu jestem wegetarianka.
Zobaczyłam krowę J w sumie dużo krów.
 Jakos ciepło mi się na sercu zrobiło, upajałam się widokiem wolnej zwierzyny na lace, która mogla chodzić swobodnie i cieszyć sie przyroda.
W każdym zwierzęciu zawsze widziałam czujące stworzenie, a czasami nawet więcej niż to.
Gdy byłam mała dziewczynka moja szanowna rodzicielka próbowała zachęcić mnie do jedzenia mięsa mówiąc stanowczo: ALBO kurwa pokroisz tego kurczaka , ALBO nigdy w tym domu nie zjesz obiadu.
Ryczałam przez 2 godziny, gdyż w kurczaku widziałam więcej niż moja szanowna, przypominał mi swoja postura male dziecko i ze co? Ze niby ja teraz tak zacznę go kroić? Nice try.
Moja szanowna słowa nie dotrzymala, obiady jadłam, ale zawsze ostentacyjnie z talerza zabierała mi polowe tego co na nim było  śmiejąc się: „przeciez ty mięsa nie jesz prawda?”
I tak na talerzu zostawały mi ziemniaki i jakaś tam surówka. 
Byłam wegetarianka zanim to sie stało modne :D
W życiu jednak bywało rożnie, wiec czasami zarzuciłam kiełbaskę z grilla np ale wyrzuty sumienia były po tym nieziemskie. 
No wiecie, Kac moralny i stan duchowego wykluczenia.
W czasach gdy ogarniał mnie niepokój albo złość  wracałam z podkulonym ogonem do swojej natury, wcinalam warzywa i caly wewnetrzny chaos z czasem zanikal.
Miesozercza natura zawładnęła mną tez rok temu gdy zaszłam w ciążę.
Jadłam wszystko i krwiste wcale mi nie przeszkadzalo.
 Jak gollum rzucałam sie kawałek padliny, oblizując sie i powtarzając jak mantre: mmmy precious.
Razem z rozwiązaniem ta potrzeba odeszła w zapomnienie i znow mieso napawa mnie obrzydzeniem.

Patrze i juz nie widze soczystego pachnacego kawalka, a raczej martwa tkankę, która była faszerowana hormonami caly swoj zywot a potem ochydnie zamordowana na potrzeby nastawionego na 200% konsumpcjonizm swiata.
Żeby było zabawnie to pani dietetyk przy okazji moich testów na nietolerancje pokarmowe orzekla : oj kochana, ale mieso to jedyna rzecz które Twoje ciało niezle znosi i swietnie trawi,czego nie moge powiedziec o orzechach, jajach, nabiale, zbozach, marchwi, cytrusach i  wielu innych.
Próbowałam słuchac rodzicielki : "jak masz focha na mieso to zaden facet cie nie zechce" , probowalam słuchać pani ditetyk, która używała bardziej racjonalnych argumentów – no i nie przeszlo.
Mimo iz jestem wielka fanka diety Paleo, wzorowanej na nieprztworzonej diecie przodkow, opierajacej sie na  tym co naturalne, proste to moje wewnetrzne dziecko krzyczy nie za kazdym razem gdy widze poćwiartowanego zwierzaka.
Dlatego postanowilam zyc w zgodzie ze soba i po raz kolejny powiedziec nie i praktykowac radosny zywot osoby jedzacej tak bardzo modne teraz warzywa.
Będę mieć własny ogródek o którym marzyłam, juz niedlugo.
W marcu zaczynamy sadzić i bedziemy delektować sie tożsamością rolnika z odzysku. Mozna? Mozna!
Malo tego, pan listonosz niedługo przywiezie mi szklarnie, ale on jeszcze o tym nie wie.
Ponoć ciężki kawal sprzętu, wiec nie będę go dobijać.
Uśmiecham sie  - wlasnie napisalam pierwszego posta, pod wplywem totalnego impulsu, a inspiracja byla krowa.
I dla niej wielkie brawa.
Dziękuję.

Ten wpis dedykuje Marcie, która kocha łaciate . I dla Ciebie ta piosenka :
https://www.youtube.com/watch?v=fW86xdXjEnY