12 tydzień ciąży,
kolejna wizyta u pani ginekolog, to ciąża tzw. wymodlona, wiec trzeba chuchać I
dmuchać.
Czy Widać już pleć,
pani doktor? – pytam nieśmiale.
Zaraz
zobaczymy...mmm.. hmm.. no jest tutaj coś miedzy nogami, ale to jest stanowczo
za duże aby było penisem..
-To pani doktor
jeszcze nie zna mojego syna – odpowiedziałam przekornie.
Ja czułam i
wiedziałam ze Jan jest w drodze, ze będziemy tworzyć przez 9 miesięcy duet
doskonały, jak Flip i Flap, jak Ted i marihuana, jak bracia Kaczyńscy.
Jaś i Małgosia,
dźwięczylo mi w głowie od początku i chociaż teraz gdy ktoś z
tubylców ( czytaj Irlandczykow ) na jego imie reaguje jak na nazwę islandzkiego
wulkanu to i tak nie żałuje wyboru.
Ciaza stan
błogosławiony – mówią, szybko zapomnisz o bólu – mówią, cesarka to pestka –
mówią .
Ludzie mówią
stanowczo za dużo.
Ja wiem, ze są
kobiety, które niczym Indianki w amazońskiej dżungli rodzą obierając mango lub innego banana nie robiac z tego wielkiego halo.
Ja stety/niestety
z racji karmy skazana na doświadczenia rodem z filmu akcji musiałam trochę
pocierpieć.
Nie będę sie
rozpisywać o tych 3 miesiącach leżenia przed rozwiązaniem ciąży, bo...naprawdę
leżałam.
Nudą wiało niemiłosiernie, oglądnęłam wszystkie odcinki air crash
investigation i skomentowalam chyba wszelkie możliwe polskie reportaże dostępne
na youtube.
Swoja droga,
szczerze polecam sprawę dla reportera ( pozdrowienia dla Pawła )– podkłady muzyczne, zapraszani goście i
pozycja w jakiej siedzi prowadząca oznacza jedno, mamy w Polsce ludzi z
wyobraźnią.
Po co komu
amerykańskie produkcje, gdy polska wieś
pisze TAAAKIE scenariusze. ( tytuły odcinków : utopieni w gęsiach, ryby z
poligonu, śmierć za worek jabłek )
Dość o TV, tv to
zło.
Tak tez minęły mi 3 miesiące ciąży,
po czym wylądowałam w szpitalu, gdzie irlandzka służba zdrowia serwowała
pacjentom frytki i hamburgery, porcje były słuszne, ale smak to już zupełnie
inna historia.
Czasami zdarzyło mi sie zamówić tajskie żarełko z dostawa na
oddział, czym narażałam sie na ukamienowanie żywcem.
Wygłodniałe
kobiety w ciąży zgarbione nad szpitalnym curry i herbata z mlekiem patrzyły na
mnie ze szczera zazdrością gdy wcinałam bosko pachnące trawa cytrynowa noodle i
pewnie w wyniku ich klątw i czarów
przytyło mi się w ciąży 25 kg J
Mimo iz cesarka
planowana była na 1 dzien 37 tygodnia, los zdecydował ze wszystko odbędzie się
wcześniej.
W niedzielny
poranek krew mnie dosłownie zalała , w panice poprosiłam pielęgniarkę o pomoc
na co ona odpowiedziała mi grzecznie: jeszcze nie zaczęłam dyżuru.
No i moje
wyobrażenia o tym, ze odbędzie sie bez komplikacji odleciały w sina dal.
W południe byłam
juz na stole, wokół same baby, przy głowie ojciec=sprawca calego zamieszania - podekscytowany i przerażony, a w środku ja
– której już wszystko jedno – byleby uratowali dziecko.
Nic nie bolało,
fajnie – luksus cesarki ,myślałam. 5 min rach ciach i nasze słońce zaczęło
świecić.
Usłyszałam krzyk
dziecka i był to najpiękniejszy dźwięk jakiego doświadczyłam w moim życiu.
Martin Gore , ba! Alan Wilder się chowa!
Syn, wcześniak od
razu został zabrany na intensywna terapie a mnie zaczęli przetaczać krew ,
potem już było tylko gorzej.
Bardzo trudny
czas, ból nie do opisania, zmęczenie, totalnie wyczerpane zadaniem ciało
odmawiało posłuszeństwa.
Nikt nie mówił ze
będzie łatwo – okej, ale nikt tez nie wspomniał o tych potwornych upławach przez
kilka tygodni, cieknących obolałych ogromnych piersiach, okropnym bólu brzucha
, bólu w stawach i strachu przed pierwsza owulacja.
Chodziłam jak
kaczka, miałam problem ze zmiana pozycji z lezącej na siedzącą,chciało mi sie
wyć.
Moja imienniczka jest zwana perfekcyjna pania domu, a ja byłam wrakiem
człowieka, którego dom obchodził najmniej,makijaż dla mnie nie istniał, a ciuchy..
heh mogłam swobodnie nosić te ciążowe- wciąż pasowały.
J juppi, jaka oszczędność!
Męczarnia trwała
może 4 tygodnie, w tym czasie udało mi sie wygrać z anemia i okiełznać szkraba.
Uczyliśmy sie siebie nawzajem, nie zapomnę jak z precyzja sapera obcinałam mu
paznokcie, jak studiowałam kolor kupy i nasłuchiwałam oddechu w nocy.
Dziecko to
wyzwanie, prawdopodobnie największe z jakim przyszło zmierzyć mi się na tym
ziemskim padole.
Gorzkie żale? A własnie,
ze nie.
Przeszczesliwa
jestem, ze daliśmy rade, ze po tych życiowych wertepach wjechaliśmy na
przyjazna dwupasmówkę.
Poki co jest
gladko, trasa przyjemna i widoki ciekawe,ale nie oszukujmy się z ta dalsza
podróżą może być różnie.
Najważniejsze
jednak ze gdziekolwiek zmierzamy, jesteśmy w tym razem.
Synek, Maz
Tornado, Matka wariatka i pies Listopad.
Pies urodził
się w październiku, do naszego domu trafił w grudniu – nazwaliśmy go listopad.
Wszakże, Kompromis rzecz
święta.
Ma to sens? ;)